W drodze z Sofii do Saloników postanowiłam zatrzymać się na całym dzień w jakimkolwiek bułgarskim mieście – zależało mi na tym by zobaczyć miasto, które nie jest stolicą, a co za tym idzie, bardziej odzwierciedli prawdziwy klimat Bułgarii. Miałam do wyboru jedno z dwóch miast: Płowdiw lub Błagojewgrad (bułg. Blagoevgrad). Zdecydowałam się na drugą opcję, gdyż z Błagojewgradu mogłam kontynuować podróż do Saloników bez cofania się do Sofii. Niestety droga z Płowdiw do Saloników prowadzi przez góry tak więc autobus wraca do Sofii i straciłabym kilka godzin, które mogłabym przeznaczyć na zwiedzanie.
Do Błagojewgradu dojechałam autobusem Busexpress. Bilet kosztował 5 euro a cała podróż zajęła niecałe 2 godziny. Gdy dojechałam na miejsce udałam się do budynku dworca z nadzieją znalezienia przechowalni bagażu. Miałam na sobie 15-kilowy plecak więc zwiedzanie miasta z takim ciężarem w upalny dzień byłoby uciążliwe (i to mało powiedziane 😉 ). Niestety dworzec autobusowy w Błagojewgradzie nie posiadał takich luksusów więc skorzystałam z opcji B, którą stosuję w kryzysowych sytuacjach. Weszłam do pierwszego mijanego przeze mnie hotelu i poprosiłam o możliwość pozostawienia bagażu na cały dzień. Szczęśliwie się udało. Przyjemność ta kosztowała 7 euro.
Błagojewgrad słynie z Uniwersytetu Amerykańskiego (American University), gdzie studiuje ponad 1000 osób z 40 krajów. Jest to miasto typowo studenckie. Znajdziemy tu wiele tętniących życiem kawiarni i barów.

Jednym z najbardziej popularnych miejsc jest ulica Todora Alexandrova. To główny deptak otoczony sklepami i restauracjami. Wiosną i latem czeka na was dodatkowa atrakcja – na całej długości ulicy porozwieszane są kolorowe parasole. Jest ich tysiące!

Błagojewgrad jest małym miastem położonym nad rzeką Strumą. Estetyczne place z małymi restauracjami i barami przypominają mi Sopot sprzed lat. Błagojewgrad jest również najbardziej znanym bułgarskim uzdrowiskiem dzięki obecności gorących źródeł mineralnych. W centrum miasta nie ma żadnych atrakcji, ale mimo wszystko warto pospacerować i zaznać chwili relaksu – bez mapy i gonitwy z czasem.


Miłośnicy natury zaznają spokoju nad rzeką w otoczeniu drzew i zieleni. Rzeka położona jest w samym centrum miasta, kilka kroków od ulicy Todora Alexandrova.

Budynki mieszkalne są raczej zaniedbane – stare elewacje nie wyglądają zachęcająco, ale to norma w większości krajów bałkańskich.
W Bułgarii byłam w kwietniu. Dzięki temu miałam okazję poznać lokalną tradycję, o której nigdy wcześniej nie słyszałam. Wiele drzew było ozdobionych czerwono-białymi bransoletkami i sznurkami – martenicami. Nazwa pochodzi od bułgarskiego święta Maretnica obchodzonego 1. marca (prefiks mart oznaczna marzec). Wtedy też według bułgarskiej tradycji kończy się zima i zaczyna lato. Bułgarzy obdarowują się własnoręcznie zrobionymi martenicami, które mają przynieść szczęście osobie obdarowanej. Według bułgarskich legend mają również na celu zadowolenie kapryśnej i złośliwej Baby Marty, która mogłaby opóźnić odejście zimy. Bułgarzy noszą martenice dopóki nie zauważą pierwszego kwitnącego drzewa lub wiosennego ptaka. Wtedy zawieszają je na drzewie lub wrzucają do rzeki.
Błagojewgrad warto odwiedzić przy okazji, w drodze do innego bułgarskiego lub greckiego miasta. Miasto jest małe i nie oferuje zbyt wielu atrakcji. Koniecznie trzeba obejrzeć budynek uniwersytetu, z którego słynie Błagojewgrad oraz przejść się pod tysiącem kolorowych parasolek. Jak dla mnie to największa atrakcja jaką oferuje miasto.